Kilkunasty miłośników płyt winylowych spotkanych w czasie podróży, prawie cztery tysiące przejechanych kilometrów, jeszcze więcej tysięcy przejrzanych winyli i zaledwie kilka godzin snu. Tak w skrócie można streścić to co mieliśmy okazję przeżyć przez ostatnie kilka dni.

Wyruszyliśmy z Warszawy i pierwszy przystanek to Amsterdam. Tam po bardzo owocnych poszukiwaniach znaleźliśmy kilka zacnych lokalizacji. Z kolegami-miłośnikami z Amsterdamu pogadaliśmy o Big Bandzie Katowice, Winylobraniu i Warszawskiej Giełdzie. Już jesteśmy umówieniu na kolejną wizytę.

Krótki nocleg w Brukseli i wyjazd do Londynu. Lewostronny ruch nie stanął nam na przeszkodzie i już z samego rana przerzucaliśmy winyle na kiermaszowych straganach. Kolega Gofer wyrwał „casy” na winyle i aktualnie może się bujać po Warszawie jak prawdziwy hipsterowy dj. Mamy nadzieję, że koledze nie zawrócą w głowie.

Dla nas Londyn to Abby Road, Notting Hill i Campden Town. Kiedy pięć lat temu buszowałem po półkach z CD-kami przez myśl mi nie przeszło, że wrócę tutaj w poszukiwaniu czarnych krążków. A tak się stało. Zmartwiła mnie sytuacja, że jeden z największych sklepów z muzyką soul, funki i disco został zamknięty (chyba że gdzieś go przeniesiono). Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Resztę sklepów wypełniały po brzegi winyle, pięć lat temu na sklepowych półkach znacznie więcej było cyfrowych nośników. Fani muzyki znów doceniają duszę w dźwiękach płynących z winylowego krążka.

Londyn zakończył się turystyką w okolicach Big Bena, w typowo londyńskim pubie, gdzie czarnego Guinnessa nalewała nam piękna Polka. Serdecznie pozdrawiamy i życzymy powodzenia!

Po upojnym noclegu w Oxfordzie ruszyliśmy do Brighton stolicy homoseksualistów, pięknych kobiet oraz miejscówki Fatboy Slima. Dwa sklepy pochłonęły 6 godzin z naszego winylowego szlaku. Warto było. Kartony, skrzyni, półki wypchane płytami jakich mało u nas. Super. Załadowaliśmy ile się dało. Czarnego skarbu nigdy mało, szczególnie w Polsce, Brighton przypieczętowało nasz trip.

Z Wysp wyjeżdżaliśmy szczęśliwi, spełnieni i ciężsi o prawie 300 kg czarnego winyla na którym zapisano najpiękniejsze dźwięki w historii muzyki. Od Chopina, przez Luisa Armstronga, Raya Charlesa, Stevego Wondera, The Beatles, The Doors, Led Zeppelin, Abbę, Yazoo, Dr Alabna, Jamiroquaia, uff dużo by wymieniać. Myślałem że wyprawa nasyci mnie i przez jakiś czas nie będę myślał o kolejnych krążkach. Bardziej mylnie niż znalezienie stacji benzynowej na trasie granica z Niemcami, a Poznaniem. Jestem bardziej głodny i nienasycony. Czuję, że to dopiero początek penetracji (lub jak to woli diginngu) po Europie w poszukiwaniu tego co najlepsze. Yeah!

Szczególne podziękowania dla F.U. Fachowiec za użyczenie Caddiego w którego wszystko się mieści, cioci Gofera z Brukseli, ekipom z Heathrow i Oxfordu. Wszyscy gościli nas zacnie. Serdecznie dziękujemy! Do zobaczenia przy kolejnych winylobraniach i penetracjach (moim zdaniem słowo które najbardziej oddaje to co robiliśmy